O tradycjach świątecznych, kolędowaniu i podróżowaniu – opowiadają Paweł i Łukasz Golcowie z zespołu Golec uOrkiestra

  1. MDA
  2. /
  3. O tradycjach świątecznych, kolędowaniu i podróżowaniu –...

Fot. Joanna Barchetto

W jaki sposób i gdzie spędzacie Święta Bożego Narodzenia?

Paweł Golec.: W zależności od sytuacji, zazwyczaj Wigilię każdy z nas celebruje w najbliższym gronie. Ja goszczę od lat naszą Mamę Irenę, a w kolejne dni odwiedzamy się wzajemnie i kolędujemy w domach u braci Łukasza i Staszka.

Łukasz Golec: Święta Bożego Narodzenia niosą ze sobą radość z pamiątki urodzin Syna Bożego i tę radość najlepiej dzielić z bliskimi. Dlatego wspólne przebywanie ze sobą, rozmowy, kolędowanie tworzą tę świąteczną atmosferę. Przy stole w moim domu „wieczerzujemy” z teściami czyli rodzicami Edytki (moja żona i muzyk w zespole Golec uOrkiestra), naszą trójką dzieci, ale – tak, jak wspomniał brat - pierwszy i drugi dzień świąt kolędujemy po rodzinie i znajomych, albo gościmy u siebie kolędników.

Macie jakieś wyjątkowe, rodzinne tradycje związane z Bożym Narodzeniem?

Ł.G.: Beskid Żywiecki jest regionem bardzo bogatym pod względem obrzędów okołoświątecznych. Trudno tutaj wymienić wszystkie, bo wiele z nich nie zachowało się, ale niektóre ocalały, i my je od lat kultywujemy, np. sianko pod obrusem, koszyk z warzywami pod stołem, żeby w kolejnym roku pole dobrze obrodziło, sypanie owsem, czy kolędowanie od domu do domu.

P.G.: Z sentymentem wracam do wspomnień z dzieciństwa, kiedy rodzice „gazdowali” czyli mieli gospodarstwo. Podczas Wigilii nasz Tata kroił bochenek chleba, znaczył na nim znak krzyża i odkrawał z niego piętkę. I ta piętka wraz z kolorowym opłatkiem posmarowanym miodem trafiała do specjalnego naczynia, do którego wszyscy wkładali pierwszą łyżkę każdej potrawy. To wszystko zanosiliśmy zwierzętom do szopy, gdyż wierzono, że wigilijne dania mają moc i są błogosławione.

Ł.G.: Jeśli chodzi o kultywowanie tradycji, to w moim domu w Wigilię staramy się wyciszyć - nie oglądamy telewizji, nie siedzimy na telefonach, bo taki dzień jest raz w roku i dobrze spędzić go wspólnie, bez żadnych zbędnych dźwięków i niepotrzebnych bodźców. Po porannych roratach składamy życzenia sąsiadom i znajomym, jak czas pozwoli, to - jak wcześniej wspominałem - wpadamy do niektórych domów zakolędować z synami, ku uciesze gospodarzy. Odwiedzamy też groby najbliższych. Pięknym i zarazem wzruszającym zwyczajem, znanym tylko w Polsce, jest dodatkowe miejsce przy stole dla niespodziewanego gościa.

P.G.: Mówi się w górach „jako wilija taki tyz i cały rocek” czyli w tym dniu powinno się być pogodnym, pomocnym i najlepiej nic nie pożyczać, a już kategorycznie nie wolno się kłócić, bo to źle wróży. Taka jest tradycja, a z nią się nie dyskutuje (śmiech).

Fot. Joanna Nowicka

Ile potraw ląduje na waszym stole w Wigilię? Czy to tylko potrawy tradycyjne, czy są też współcześniejsze, wasze wariacje na ich temat?

Ł.G.: Nasze „menu” wigilijne przekazywane jest od pokoleń i raczej nie uwspółcześniamy go. Dzięki temu w Wigilię wszystko ma niezwykły smak, którego nie można uzyskać jedząc np. karpia w środku lata. Niektóre potrawy przygotowujemy tylko w ten dzień, np. kaszę z fasolą. Na stole wigilijnym króluje zabielana zupa grzybowa, wspomniana kasza z fasolą, sałatka jarzynowa, którą tradycyjnie co roku kroję w kostkę, śledź w śmietanie z ziemniakami i oczywiście karp smażony na maśle. A już w Boże Narodzenie na stół wjeżdża swojska szyneczka i baleron, wędzony w tradycyjnym „wyndzoku” przez mojego niezastąpionego Teścia Kazimierza, pieczona kaczka lub gęś, które przygotowuje moja Teściowa Maria. Do tego piernik, sernik i sałatki. Czysta rozkosz dla podniebienia J

P.G.: U mnie w pierwszy dzień świąt na stole króluje uroczysty obiad, który spożywamy w gronie najbliższych. Menu ustala żona i córki, ja oczywiście im pomagam w przygotowaniu. Moja żona jest Podlasianką i jednocześnie miłośniczką łączenia tradycyjnej kuchni z nowinkami kuchni współczesnej. Trudno oprzeć się Jej zdolnościom kulinarnym i gdy po obiedzie wydawać by się mogło, że już nic nie uda nam się zjeść, to jednak grubo się mylimy. Bo gdy na deser wjeżdża jedyny, ulubiony, niezastąpiony w swoim rodzaju sernik - każdy się wyłamuje. Nie wyobrażam sobie świąt bez sernika...

Ł.G.: Tak, akurat do tego wypieku wszystkie Golce - małe i duże - mają słabość...

Co sądzicie o modnym w ostatnich latach „uciekaniu przed świętami", np. do ciepłych krajów?

P.G.: Jest to bardzo indywidualny wybór i nie nam to oceniać. Tylko raz spędziliśmy święta poza domem, to było za czasów studenckich, kiedy pojechaliśmy na kontrakt muzyczny do Niemiec. Wspólnie z kolegami muzykami z Polski postanowiliśmy zorganizować sobie polską wigilię. Niestety pod żadnym względem nasze „kuchenne wyczyny” nie przypominały smaku kolacji wigilijnej. I wtedy zapadła klamka, że święta to „święty” czas dla nas, naszych rodzin i bliskich, który powinniśmy spędzić w domu.

Ł.G.: Doskonale też rozumiemy osoby, które ten czas wykorzystują na wypoczynek wyjeżdżając do ciepłych krajów. Święta to piękny czas i niekoniecznie każdy lubi je spędzać w kuchni przygotowując świąteczne potrawy. U nas grudzień i styczeń zapowiada się bardzo pracowicie, gramy koncerty świąteczne, nagrywamy programy telewizyjne i praktycznie na święta zjeżdżamy do domu, aby łapnąć oddech, ponieważ zaraz po Św. Szczepanie ruszamy w trasę „Wielkie kolędowanie z Golec uOrkiestrą” podczas której odwiedzimy największe polskie miasta i mniejsze miejscowości. To gdzie i kiedy zakolędujemy można śledzić na naszej strony www.golec.pl/koncerty

Zapraszamy !

Fot. Joanna Barchetto

Czy lubicie podróżować? A może, chociażby ze względu na „życie w trasie", jak już macie wolny czas, to wolicie spędzić go w domu?

P.G.: Cóż, podróżowanie jest wpisane w nasz zawód, więc z jednej strony jesteśmy skazani na bycie poza domem, a z drugiej strony mamy możliwość poznania niezwykłych miejsc. Podczas naszej 25-letniej działalności odwiedziliśmy wiele pięknych miast w Polsce i zagranicą, w samych Stanach Zjednoczonych byliśmy 15 razy.

Ł.G.: Osobiście lubię podróżować, poznawać nowe miejsca, ludzi, zabytki, piękno natury, ale doceniam również zacisze domowe. Wracając z trasy koncertowej miło jest włożyć własne kapcie, założyć swój szlafrok i wyspać się w swoim łóżku, a rano podziwiać z okna ukochane szczyty Beskidów.

P.G.: Wolny czas zazwyczaj planuję tak, aby spędzić go przede wszystkim z rodzinką, fizycznie odpocząć i nabrać sił, a najlepiej gdzieś na plaży pod palmą ;)

Czy są takie kraje, miejsca, do których lubicie powracać? A jeśli tak, to co jest w nich takiego niezwykłego?

P.G.: Moja miłość do Chorwacji jest stała i niezmienna. To piękny kraj i co roku wracam tutaj w wakacje, które spędzam na katamaranie, opływając urokliwe zatoczki, zwiedzając zabytkowe miasteczka, nurkując w przeźroczystym Adriatyku czy delektując się kuchnią śródziemnomorską.

Ł.G.: Ja jestem zafascynowany kulturą, kuchnią i historią Bałkanów. Bułgaria, Chorwacja, ostatnio Czarnogóra to kraje, w które odwiedziłem już wielokrotnie i chętnie tutaj wracam. Miesiąc temu, spontanicznie udało mi się wybrać na cztery dni na Maltę i byłem mile zaskoczony tą wyspą, zabytkami, klimatem i pewnie wrócę tutaj znów, aby zwiedzić samą Valettę.

Najniezwyklejsza przygoda przeżyta w podróży.

Ł.G.: Było ich kilka, ale taką, którą pamiętamy do dziś, doświadczyliśmy w Chicago, podczas sesji zdjęciowej na barce rzecznej. Barka była wodowana do bazy już na zimę, ale zanim wpłynęła z jeziora Michigan do kanału, musieliśmy przepłynąć niewielki odcinek. Początkowo nic nie zapowiadało naszej przygody życia, ale po jakimś czasie fale były tak wysokie, że pod podkładem zaczęliśmy nabierać wody... Komandor kazał nam wszystkim przejść na tył, załoga miała włączyć pompę, ale okazało się, że pompa nie działa... Na szczęście kilku członków załogi ręcznie, wiadrami „wypompowało” wodę spod pokładu i sytuacja została opanowana, ale to jak zapracowała nasza wyobraźnia, do dziś z zespołem wspominamy.

P.G.: Raz doświadczyliśmy lądowania awaryjnego w Chicago, kiedy to okazało się, że przy starcie na Okęciu odpadła nam opona... uczucie lądowania na pianie, z asystą setek wozów strażackich i karetek do dziś wywołuje gęsią skórkę.

Wasze podróżnicze marzenia -  jakie miejsca na świecie chcielibyście odwiedzić? 

Ł. G.: Od dłuższego czasu marzę o podróży do Australii, Nowej Zelandii i Japonii. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się taka wyprawa, ale mam świadomość, że trzeba poświęcić na nią minimum dwa miesiące. W obecnym momencie jest to niemożliwe, ponieważ zespół będzie obchodził w przyszłym roku jubileusz 25-lecia działalności. Przygotowujemy się do trasy koncertowej, nagrywamy klipy, ostatnio wydaliśmy kolejne single „Stromy szlak” i „Ewę”, a w planach są następne wydawnictwa, więc - jak to śpiewamy w jednej z naszych piosenek - „Dzieje się, dzieje się i będzie się działo”!! (śmiech)

Ta strona wykorzystuje pliki cookies
Nasz serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na ich zapis lub odczyt zgodnie z ustawieniami przeglądarki. Czytaj więcej