Autor: Zofia Jurczak
Miasteczko Galicyjskie to odpowiedź na pytanie jak żyło się w dawnej prowincji monarchii austro-węgierskiej. Zajrzycie tu m.in. do dziewiętnastowiecznych zakładów i pracowni: zegarmistrza, fotografa, dentysty, fryzjera, apteki, na pocztę i sklepu kolonialnego.
Oczywiście można się zżymać, że Miasteczka Galicyjskie to potiomkinowska wioska. Że tylko udaje austrowęgierskie miasto. To są argumenty, z którymi polemizować nie sposób. Ale w niczym to Miasteczku Galicyjskiemu nie umniejsza. Bo wszystkie obiekty to repliki autentycznych budynków m.in. z Starego Sącza i Ciężkowic. W dodatku każdy domek w Miasteczku Galicyjskim, ma swojego opiekuna, który oprowadza po wnętrzu. Można też coś przekąsić w kopii karczmy żydowskiej z Orawki, a nawet przenocować w ratuszu.
Innymi słowy skansen. Tu, w odróżnieniu od Miasteczka Galicyjskiego, z którym Sądecki Park Etnograficzny graniczy, znajdziecie same oryginalne budowle, żadnych rekonstrukcji. A że Sądecczyzna przez lata była etnicznym i kulturowym tyglem, to w skansenie zobaczycie zagrody Pogórzan, Lachów, Górali Sądeckich, Łemków, Romów oraz mniejszości niemieckiej.
Najcenniejsze zdobycze sądeckiego skansenu to osiemnastowieczne świątynie: kościół katolicki z Łososiny Dolnej, cerkiew greckokatolicka z Czarnego oraz zbór ewangelicki ze Stadeł (wszystkie czynne!) oraz siedemnastowieczny dwór szlachecki z unikatowymi polichromiami.
Ale moją ulubienicą jest biedacka kurna chata z Łabowej, którą do lat 90. XX w. zamieszkiwał pewien wiekowy abnegat, który z nie ścielenia łóżka uczynił swoją filozofię życiową. I jego łóżko wciąż jest niepościelone! Sądecki Park Etnograficzny można zwiedzać z przewodnikiem i jest to opcja, którą bardzo polecam.
Maria Ritter – czy to nazwisko mówi coś państwu? Pewnie nie, bo sława malarki właściwie nie przekroczyła granic Sądecczyzny. A szkoda, bo ta pani była niesłychanie utalentowana. I nauki u najlepszych pobierała: m.in. w Paryżu u Ferdynanda Legera.
Pomijając epizod w Ciechocinku (gdzie zarabiała na studia jako nauczycielka) i studia, Maria Ritter całe życie spędziła w Nowym Sączu. W mieszkaniu na pierwszym piętrze kamienicy przy Rynku 2. Mieszkała z siostrą. Ona malowała i udzielała się społecznie, a siostra zajmowała się domem. Dwa lata przed śmiercią Maria Ritter przeszła wylew, efektem którego był prawostronny paraliż. Ostanie obrazy maluje więc lewą ręką. I tak je podpisuje.
Ritter była malarką niesłychanie płodną. Pozostawiła po sobie kilka tysięcy obrazów oraz liczne polichromie (w tym w kościele z Łososiny, który zwiedza się w Sądeckim Parku Etnograficznym). Kilkadziesiąt prac można obejrzeć w jej dawnym mieszkaniu, dziś galerii. By ją zwiedzić wpierw trzeba zgłosić taką chęć w innym oddziale Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu – Domu Gotyckim.
Może nie aż tak stary jak Stary Sącz, ale jednak. W 2022 roku skończył 730 lat. Z tej okazji nie odbudowano zamku (z czasów Kazimierza Wielkiego), który wyleciał w powietrze w czasie II wojny światowej. Dziś o jego istnieniu przypomina garstka ruin i Baszta Kowalska.
W ogóle Nowy Sącz to głównie dziewiętnastowieczna architektura. Stare miasto roi się od eklektycznych i secesyjnych kamienic, niektórych zdumiewająco okazałych. Prym wiedzie wspaniały ratusz dumnie zdobiący duży nowosądecki rynek. Zegar w wieży był scenerią wojennego love story ze zbiegłą z getta Żydówką i pomocnikiem zegarmistrza w rolach głównych. Berta przez trzy miesiące, pod nosem Niemców, ukrywała się w mechanizmie czasomierza. I dzięki temu przeżyła wojnę! Choć do końca życia nie wyzbyła się wstrętu do zegarów.
To rzetelność wymaga wspomnieć o deptaku na Jagiellońskiej, bazylice św. Małgorzaty (gotyk, ale niestety wielokrotnie przebudowywany) i Domu Gotyckim nieopodal.
Kończąc temat muzeów w Nowym Sączu, do zwiedzenia mamy jeszcze Gmach Główny Muzeum Okręgowego w dawnej siedzibie NBP. Tu z kolei warto zwrócić szczególną uwagę na wystawę Bolesława Barbackiego – kolejnego nowosądeckiego malarza, o którym reszta Polski pewnie nie słyszała (ze szkodą dla reszty Polski).
Kogo muzea nie interesują, może zwiedzić Nowy Sącz szlakiem lodowym. Na szlaku dziesięć lodziarni, w tym i takie, których wyroby wpisano na listę Małopolskich Produktów Tradycyjnych, a Ludwik Jerzy Kern sławił je w wierszu „Od Homera” tymi słowy: te lody co smakują tak jak w żadnym innym mieście. O mapkę szlaku lodowego poproście w Informacji Turystycznej (ul. Szwedzka 2).
Tekst jest skróconą wersją artykułu, który pierwotnie ukazał się na blogu podrozepokulturze.pl.
Zofia Jurczak – kulturoznawczyni (UJ), laureatka Stypendium Twórczego Miasta Krakowa. Prowadzi bloga www.podrozepokulturze.pl (na Instagramie instagram.com/podrozepokulturze.pl/) . Dwukrotna finalistka Turystycznych Mistrzostw Blogerów. W 2023 roku ukażą się jej dwie książki o Krakowie.